Żyję spokojnie :) wiem zaniedbywałam Was, ale musiałam sobie poukładać trochę w głowie. Trzeba było podjąć pewną decyzję, a i dopadła mnie wiosenna depresja i po raz enty w tym roku szkolnym zapalenie zatok .......Wrrrrr...... Mam nadzieję, że wszystkie demony wysłałam w kosmos. Tak naprawdę pomogły mi przygotowania do świąt i konieczność wymyślenia świątecznego menu. Nie ma lepszego lekarstwa na wszelkie smutki jak gotowanie ;)
Jednym ze wspomnień smaku dzieciństwa była babka gotowana. Zawsze myślałam, że przygotowanie jej jest bardzo skomplikowane i trudne. Hmmm jest jedna a raczej dwie trudności trzeba posiadać primo - odpowiednią formę, secundo garnek odpowiedniej wysokości. Aaaa i pewne obciążenie do formy, aby biedaczka nie dryfowała w garnku jak jakiś okręt widmo.
Pierwszą trudność udało się rozwiać w niewielkim sklepie z artykułami gospodarstwa domowego ( w sklepiku onym widziałam również sztandarowe wyposażenie każdej kuchni w latach 80tych, a dziś trochę zapomniane - prodiż. Nie powiem widok ten wywołał lekki uśmiech melancholii). Drugą - czyli garnek- znalazłam w kuchni mojej Mamy.
Pełna obaw zabrałam się do pieczenia, a raczej gotowania ;) okazało się, że to nie takie straszne jak się wydawało :)))
W swoim eksperymencie wykorzystałam przepis z ostatniego numeru "Moje gotowanie" (kwiecień 2012) http://www.mojegotowanie.pl/przepisy/desery/babka_gotowana5
Niebyłabym sobą gdybym czegoś nie zmieniła. Przyznaję poszłam na małą łatwiznę i zamiast podanej polewy wykorzystałam gotową. Jako jedyne wytłumaczenia mogę podać fakt, że było bardzo późno.
Baba udała się rewelacyjnie. Dreszczyk emocji kiedy odwracałam formę i czekałam czy baba sama wyjdzie... bezcenny :) dla takich chwil warto żyć :).
P.S. Tak wyglądał stół
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz